Drodzy Rodzice, Kochane Dzieci!

Oto nasz blog! Co tutaj znajdziecie? Raz w miesiącu będzie katecheza dla Rodziców, raz w miesiącu też będzie tu zamieszczony materiał do nauki dla Dzieci. Będą też podawane nabożeństwa, którymi możecie się pomodlić w gronie rodziny w Waszych domach.Znajdziecie tu też ciekawe opowiadania, które przeczytają Wam Rodzice. To wszystko po to,aby pomóc Wam jak najlepiej przygotować się do tego ważnego dnia w Waszym życiu, kiedy to po raz pierwszy Jezus przyjdzie do Ciebie w Komunii Świętej. A zatem... do pracy!

wtorek, 1 listopada 2011

Łódź dziadka


Klara mieszkała z mamą i dziadkiem w małej chatce nad brzegiem morza. Jej dziadek był rybakiem i żeglarzem. W porcie kołysała się na wodzie jego mała łódź z brązowym żaglem.
Czasami dziadek Klary łowił niedaleko brzegu i wtedy mała Klara uwielbiała obserwować jego łódź przepływającą pomiędzy skałami, mieliznami i przesmykami zatoki.
Czasami dziadek wypływał na morze, gdy zapadał wieczór. Klara bardzo lubiła przyglądać się jak łódź odpływała w kierunku złocistoczerwonego światła. Kładła się potem do łóżka ucieszona myślą, że kiedy słońce wzejdzie nad wzgórzami, zobaczy brązowy żagiel łodzi dziadka powracającej w bladym świetle poranka.
Czasami dziadek wyruszał w morze na wiele dni. Wtedy Klara i jej mama szły na skraj przystani, by pomachać mu długo na pożegnanie, gdy łódź płynęła z odpływem ku mglistej linii horyzontu. Tam łódź zdawała się zapadać w bezmiar morza, aż widać było tylko koniuszek masztu. Potem znikał i maszt, a Klara i jej mama zostawały zupełnie same.
– On wróci – obiecywała zawsze matka Klarze. Czasami wiedziała na pewno z którym przypływem wróci i wtedy Klara biegła na szczyt wzgórza za domem i wypatrywała łodzi, dopóki na horyzoncie nie ukazał się koniuszek masztu.
Wołała wtedy:
– Dziadek płynie, dziadek płynie – i biegła z mamą na skraj przystani, by mu pomachać. Brązowy żagiel stawał się coraz większy i większy, aż w końcu mogła znów zobaczyć uśmiechniętą twarz dziadka.
Kiedy indziej mijały dni, a matka Klary coraz bardziej się niepokoiła.
– O tej porze roku szaleją sztormy – wyjaśniała córce – i powrót dziadka może się opóźnić nie wiadomo jak długo.
Mimo to Klara wypatrywała powracającej łodzi.
– Jeżeli jego wyprawa była przerażająca, jeszcze bardziej będzie pragnął nas zobaczyć – mówiła dziewczynka.
Nauczyła się rozpoznawać tę fazę przypływu, podczas której było największe prawdopodobieństwo, że łódź wpłynie do portu. Szła wtedy i patrzyła na morze.
Czasami czekała i wyglądała tydzień, czasem dwa... zawsze jednak nadchodziła chwila, kiedy na horyzoncie pojawiał się maszt łodzi i dziadek wracał.
– Chciałabym czasem, żebyś nie wypływał na morze i nie zostawiał nas samych – powiedziała Klara dziadkowi pewnego razu, kiedy wrócił do domu po wielu dniach spędzonych na morzu.
– Twoje życzenie wkrótce się spełni – westchnął dziadek – nie jestem już taki silny jak dawniej i nie śmiem wypływać już tak daleko jak do tej pory. Odtąd nie będę łowił daleko od brzegu. Będę wypływał i wracał w ciągu jednego dnia, jeśli będzie dobra fala.
Z początku Klara była szczęśliwa, ponieważ spędzała z dziadkiem więcej czasu. Potem zaczęła dostrzegać, że dziadek z każdym dniem staje się coraz bardziej zmęczony i słabowity i nie chce oddalać się od domu.
– Czy już nigdy nie wypłyniesz na morze? - zapytała pewnego dnia Klara z niepokojem.
– Jedyną łodzią, na jakiej teraz popłynę jest łódź, która zabierze mnie w zaświaty – uśmiechnął się dziadek.
– Nie odchodź – błagała go Klara – nigdy nie odchodź! - wołała dziewczynka.
– To wyprawa, ku której zmierzało całe moje życie – odparł dziadek spokojnie – naoglądałem się już tego świata do woli, teraz pragnę odnaleźć nowy.
Kilka dni później dziadek Klary zmarł. Dzwon na wieży wiejskiego kościoła dzwonił uroczyście, kiedy chowano go na cmentarzu nad brzegiem morza.
– Żegnaj dziadku – powiedziała Klara szeptem do ciemnej ziemi.
Pobiegła potem sama na skraj przystani.
– Żegnaj dziadku – krzyknęła w kierunku fal odpływu – Żegnaj i do widzenia.
Kiedy wody morza cofały się od brzegu, Klara czekała tak długo, jak wtedy, gdy łódź dziadka chowała się za horyzontem. Przyszła jej mama i stanęła obok dziewczynki.
– My go już nie widzimy – westchnęła – ja jednak wierzę, że na jakimś dalekim brzegu, w jakiejś nowej krainie ktoś patrzy, jak dziadek przybija do brzegu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz