Drodzy Rodzice, Kochane Dzieci!

Oto nasz blog! Co tutaj znajdziecie? Raz w miesiącu będzie katecheza dla Rodziców, raz w miesiącu też będzie tu zamieszczony materiał do nauki dla Dzieci. Będą też podawane nabożeństwa, którymi możecie się pomodlić w gronie rodziny w Waszych domach.Znajdziecie tu też ciekawe opowiadania, które przeczytają Wam Rodzice. To wszystko po to,aby pomóc Wam jak najlepiej przygotować się do tego ważnego dnia w Waszym życiu, kiedy to po raz pierwszy Jezus przyjdzie do Ciebie w Komunii Świętej. A zatem... do pracy!

czwartek, 24 grudnia 2009

Boże Narodzenie, Anno Domini 2009

Każdy już czym prędzej bieży,
by dołączyć do pasterzy.
I ja spieszę z życzeniami,
bo nie mogę być tam z wami.
Zdrowia, szczęścia, pomyślności
i niech dobroć wśród Was gości.
I niech Boga wielka moc
spłynie na Was w tę Świętą Noc.

wtorek, 22 grudnia 2009

Bożonarodzeniowy dar

Czerwona tarcza słońca coraz szybciej chyliła się ku zachodowi. Ostatnie długie promienie przetykały łagodnie czuby najwyższych sosen, wzniecając kręgi iskier w napotkanych pojedynczych płatkach śniegu. Dobiegał końca kolejny, mroźny grudniowy dzień. Na skraju niewielkiej świerkowej polany tkwił nieruchomo samotny człowiek. Zamyślonym wzrokiem błądził po obsypanych świeżym śnieżnym pierzem drzewach, jak gdyby czegoś jeszcze poszukiwał. Tuż za nim, na starych drewnianych saneczkach, leżała ścięta przeszło godzinę temu mała choinka na święta. Nic nie mąciło przedwieczornej ciszy, nawet urwis-wiatr z rzadka tylko potrącał tę czy inną gałązkę. Najwyższy czas wracać już do domu - pomyślał samotny człowiek. Było już naprawdę późno. Zdecydował się nie wracać tą samą drogą co zawsze, tylko wybrał mniej wygodny skrót przez sosnowy zagajnik. Dokuczało mu zmęczenie i niewiele go obchodziły pierwsze płatki śniegu, które niebawem poczęły wirować w powietrzu. Odetchnął za to z ulgą, kiedy doleciało go znajome naszczekiwanie psów, a później zamajaczyły tuż przed nim - niczym wielkie śnieżne grzyby - wtulone w grudniową noc domki rodzinnej wioski. W każdym z nich paliło się światło, rozlegały się krzyki zachwyconych dzieci, raz nawet poczuł zapach przyrządzonej świątecznej ryby. Tylko ostatni domek mocno odróżniał się od pozostałych: nienaturalnie cichy, mroczny, jakiś nieswój - nawet dróżkę prowadzącą do drzwi zdążył przysypać świeży śnieg. Był to jego dom. Dom-przyjaciel, ale również niemy świadek bolesnych wydarzeń. Dwa lata wcześniej przetoczyła się przez wioskę epidemia szkarlatyny. Bezlitosna choroba, drwiąc z wysiłków lekarzy, wyciągała drapieżne ręce po coraz to nowe ofiary. Zanim została pokonana, wielu ludziom nadszarpnęła zdrowie. W domu leśniczego poczyniła największe spustoszenie: najpierw straciła życie córka, a w parę dni później również młoda żona leśniczego. Usłużny i miły do tej pory człowiek zmienił się w samotnika o ponurym spojrzeniu. Ludzie zaczęli się go bać. Prawie nikt go nie odwiedzał, zresztą on sam wolał całe dnie przesiadywać w lesie, gdzie spędził też pierwsze święta po stracie rodziny.
Upływający czas łagodził stopniowo ból tęsknoty za najbliższymi. Młody leśniczy stał się spokojniejszy i przestał stronić od ludzi. Nadal jednak częstym gościem na jego twarzy był bezbrzeżny smutek, zwłaszcza kiedy widział inne rodziny, szczęśliwe, rozbrzmiewające hałasem dziecięcych zabaw. On był sam i to najbardziej go gryzło.
Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi:
Wstańcie, pasterze - doleciał go w pewnej chwili donośny śpiew kolędy z domu sąsiada-piekarza. Tak, to prawda - pomyślał leśniczy. - Ja też mam powstać i nie dać się zwyciężyć rozpaczy, chociaż straciłem najbliższe mi istoty. Może i dla mnie zajaśnieje dziś szczęśliwa gwiazda? Pracy w domu czekało go mnóstwo. Najpierw narąbał drew i rozpalił w piecu, gdyż w całym mieszkaniu było bardzo chłodno. Potem wziął się za sprzątanie. Wytrzepał stary chodnik, pozamiatał, poodkurzał. Przy ubieraniu choinki poczuł się nagle dziwnie radosny - po raz pierwszy w ciągu tych ostatnich ponurych lat. Przyrządzając kolację w małej kuchence, z wdzięcznością wspominał żonę, która, wykazując dużo cierpliwości, nauczyła go gotowania kilku potraw. Myślał też o niespełna siedmioletniej córeczce, często śpiewającej mu wesołe piosenki. Którąś z tych piosenek zapamiętał dosyć dobrze i nawet polubił. Nakrywając teraz do stołu, mruczał dziecięcą kolędę, z rzadka tylko fałszując. Tuż przed posiłkiem wyszedł na chwilę z domu. Lubił takie krótkie, wieczorne spacery. Pod nogami chrzęścił świeży dywan ze śniegu, wiatr ustał zupełnie i tylko niebo nad głową iskrzyło się coraz to nowymi gwiazdami. Wieczorną ciszę przerywały jedynie radosne okrzyki dzieci sąsiadów. Trójka chłopców wybiegła na dwór, by ulepić przed domem bałwana ze świeżego śniegu. Po skończeniu zabawy zmęczeni ale i szczęśliwi chłopcy pobiegli do domu cieszyć się z otrzymanych świątecznych prezentów. Wróciwszy do mieszkania, leśniczy bardziej wyczuł niż spostrzegł jakąś zmianę. Podejrzliwie obejrzał wszystkie kąty. Wszędzie panował porządek, tylko że ktoś niespostrzeżenie odwiedził jego mieszkanie i potrącił choinkę. Dolna gałąź drzewka kołysała się jeszcze, przyozdobiona wielkim sercem z piernika. Kto go tu powiesił? - zdziwił się leśniczy, podchodząc bliżej. Delikatnie wziął piernik do ręki. Oby twoje serce było wielkie - błysnął lukrowy napis na boku czekoladowego serduszka. Ze wzruszenia mężczyzna wypuścił piernik z dłoni. To na pewno dzieci piekarza go przyniosły - domyślił się wreszcie. Kochane dzieciaki, pamiętały o mnie! Zasiadł do kolacji. Dopiero w tym momencie poczuł, jak bardzo był zmęczony i głodny. Barszcz z grzybami, chociaż może nie najlepiej przyrządzony, smakował mu jak rzadko kiedy. Równie szybko zniknęła z talerza ryba w galarecie. Kiedy rozpoczął deser, usłyszał pukanie do drzwi. Właściwie nie było to pukanie, tylko jedno dość silne uderzenie w drzwi. Co się tam dzieje? Czyżby wiatr na nowo rozpoczął swe nocne harce? - pomyślał. - Nie, tym razem to nie może być wiatr. Dłuższą chwilę nasłuchiwał, ale hałas nie powtórzył się więcej. Nie mogąc dłużej powstrzymywać ciekawości, szarpnął za klamkę i gwałtownie otworzył drzwi. Zamiast wybuchnąć złością, ze zdziwienia aż otworzył usta. Na progu siedziała drobna, wynędzniała postać. Podarte, przyprószone śniegiem stare ubranie nie stanowiło wystarczającego zabezpieczenia przed kłującym zimnem, czego najlepszym dowodem był głośny kaszel dziecka. Leśniczy nie tracił czasu. Zabrał niespodziewanego przybysza do środka, ściągnął zeń podarte ubranie, polecił ogrzać się przy piecu. Dziewięcioletnia może, wystraszona dziewczynka z przyjemnością przytuliła się do ciepłego kaflowego pieca. Po dwóch kubkach gorącej herbaty zaczęła trochę nabierać rumieńców, nadal jednak kaszlała. Chciwie pochłonęła podaną jej resztę barszczu. Kiedy postawił przed nią dopiero co odgrzane drugie danie, spojrzała na niego z wdzięcznością, choć nieśmiało, i zabrała się do jedzenia. Leśniczy czuł się tak onieśmielony, że nie bardzo wiedział, jak zacząć rozmowę. W pewnym momencie jego wzrok padł na czekoladowe serduszko, wiszące teraz spokojnie na gałęzi choinki. Podszedł do drzewka, zerwał piernik i przyniósł go dziecku. W oczach dziewczynki błysnęła prawdziwa radość. Wbiła zęby w piernik i delektowała się każdym jego kęsem. Dziękuję - wykrztusiła między jednym a drugim kęsem. - Kiedy jeszcze miałam mamę, marzyłam o takich piernikach. Ale mama była biedna... Nie zamierzał pytać o nic więcej. Najprawdopodobniej matka dziewczynki wędrowała od wioski do wioski i najmowała się do każdej domowej pracy - prania, sprzątania...
Co się właściwie stało z tą biedną kobietą i w jaki sposób jej córka trafiła do domku leśniczego? Odpowiedź na to pytanie leśniczy uznał za sprawę mało ważną. Być może dziewczynka sama kiedyś o tym opowie, jak nabierze więcej sił i ochoty.
Czy upieczesz mi jeszcze takie serduszko? - zapytało dziecko już śmielszym głosem. Jeśli zostaniesz, upiekę ci całe mnóstwo czekoladowych serduszek - obiecał. Jakiś czas siedzieli jeszcze przy piecu. Później, kiedy dziewczynka zaczęła się robić senna, przeniósł ją na łóżko w sypialni, dokładnie okrył grubą kołdrą i sam też położył się spać. Kaszel minął i dziecko zapadło w zdrowy, głęboki sen. Przed zaśnięciem leśniczy jeszcze chwilę się modlił. Wspominał zmarłą żonę i córeczkę, dwa ponuro przeżyte lata i to, że dane mu było w dniu dzisiejszym wyzwolić się z ciemnej nocy duchowego załamania. Wspominał i dziękował, a jego anioł stróż z radością przedkładał tę modlitwę u tronu Najwyższego. Boże, najbardziej Ci dziękuję, że znowu zesłałeś mi kogoś, kogo mogę kochać - wyszeptał na zakończenie leśniczy, po czym mocniej przytulił dziecko do siebie, jakby w obawie, że ten świeżo zdobyty skarb odpłynie w nieznaną dal wraz z pierwszym oddechem nowego, bożonarodzeniowego poranka.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Modlitwy

SIEDEM GRZECHÓW GŁÓWNYCH
1. Pycha
2. Chciwość
3. Nieczystość
4. Nienawiść
5. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu
6. Gniew
7. Lenistwo

WARUNKI SAKRAMENTU POKUTY I POJEDNANIA
1. Rachunek sumienia
2. Żal za grzechy
3. Mocne postanowienie poprawy
4. Szczera spowiedź
5. Zadośćuczynienie

CNOTY BOSKIE
1. Wiara
2. Nadzieja
3. Miłość

czwartek, 3 grudnia 2009

Modlitwy

AKT WIARY
Wierzę w Ciebie, Boże żywy, w Trójcy Jedyny prawdziwy.
Wierzę, coś objawił, Boże, Twe słowo mylić nie może.
AKT NADZIEI
Ufam Tobie, boś Ty wierny, Wszechmocny i miłosierny.
Dasz mi grzechów odpuszczenie, łaskę i wieczne zbawienie.
AKT MIŁOŚCI
Boże, choć Cię nie pojmuję, jednak nad wszystko miłuję.
Nad wszystko, co jest stworzone, boś Ty Dobro nieskończone.

SAKRAMENTY ŚWIĘTE
1. Chrzest   
2. Bierzmowanie   
3. Eucharystia
4. Pokuta   
5. Namaszczenie chorych
6. Kapłaństwo
7. Małżeństwo

poniedziałek, 30 listopada 2009

Przyjdź Dziecię Jezus !

Podane poniżej zdarzenie zostało opublikowane przez wybitną współczesną polską pisarkę Marię Winowską, która osobiście zebrała dokładne informacje od księdza proboszcza parafii, w której wydarzenie miało miejsce. Działo się to w węgierskiej miejscowości, liczącej około 1.500 mieszkańców. Panna Gertruda, nauczycielka ucząca w tamtejszej szkole, wytyczyła sobie bardzo prosty program: wydrzeć dzieciom z serc wiarę. Dzieci, umacniane zasadami wpajanymi w ich dusze przez głęboko religijnych rodziców oraz katechezę ks. proboszcza i uczęszczaniem do Sakramentów św., nie poddawały się pod wpływ nauczycielki, ale i nie ośmielały się jej przeciwstawiać. Dziesięcioletnia Anielcia, inteligentne, miłe dziecko, była uczennicą klasy 4 A. Pewnego dnia przyszła do ks. proboszcza z prośbą by pozwolił jej codziennie komunikować. "Czy zdajesz sobie sprawę, na co się narażasz?" zapytał kapłan. "Księże proboszczu, proszę mi nie odmówić!... W dniu, gdy przystępuję do Komunii św. czuję się duchowo silniejsza. A przecież ks. proboszcz mi powiedział, że powinnam dawać dobry przykład. Abym to mogła czynić, potrzebna mi wielka moc!..." Ks. proboszcz pozwolił, ale z pewnym niepokojem. Od tego czasu w klasie czwartej A jakoby rozgorzało piekło. Nauczycielka wzięła sobie na cel Anielcię. Pomimo że dziecko było zawsze doskonale przygotowane na lekcję, p. Gertruda obniżała jej stopnie i bezlitośnie szpilkowała. Dziewczynka znosiła to z zadziwiającym męstwem. "Anielciu, czy to nie ponad Twoje siły?" zapytał ją raz ks. proboszcz. "Ależ nie, księże proboszczu! Pan Jezus cierpiał o wiele więcej... pluli na Niego... Mnie to jeszcze nie spotkało!" Kapłan był zdumiony takim męstwem. Anielcia nigdy się nie uskarżała, lecz koleżanki z jej klasy przychodziły i często z płaczem opowiadały proboszczowi, co tam się dzieje. Kilka dni przed Bożym Narodzeniem p. Gertruda rozpoczęła w klasie okrutną grę, która jej zdaniem miała zadać śmiertelny cios dawnym "przesądom". Wycelowała jak zwykle w Anielkę. "Dziecko - powiedziała - jeśli cię rodzice wołają - co czynisz?" "Przychodzę". "Lecz wyobraź sobie, że oni wzywają twoją zmarłą babcię?" "Ona nie przyjdzie". "A gdyby wołali Babę Jagę albo Czerwonego Kapturka?" "Nie przyjdą - to są postacie z bajki". "Wspaniale! Zaraz zrobimy próbę. Anielko, wyjdź na chwilę z klasy!". Dziecko wyszło. A teraz dzieci - powiedziała nauczycielka - wołajcie ją głośno! Wszystkie razem! "Aniela! Aniela!" - krzyczało z całych sił trzydzieści dziecięcych głosów. Anielcia weszła. "Widzicie więc moje dzieci. Jeśli ktoś jest przychodzi, gdy go się woła. A jeśli NIE ISTNIEJE nie może przyjść. Czy jeszcze któraś z was wierzy w Dzieciątko Jezus?" "Tak..." - odezwało się kilka nieśmiałych głosów. "A ty Anielo, wierzysz jeszcze, że Dziecię Jezus cię słyszy gdy je wzywasz?" "Tak, wierzę, że Ono mnie słyszy!" - powiedziała śmiało Anielcia. "Bardzo dobrze! Zrobimy doświadczenie. Widziałyście, że Aniela weszła natychmiast, gdy ją wołałyście. Jeśli Dziecię Jezus istnieje, usłyszy wasze wołanie. Krzyczcie więc wszystkie razem bardzo głośno:" "Przyjdź, Dziecię Jezus!" Raz, dwa, trzy: wszystkie razem! Dzieci spuściły główki. Zapadło kłopotliwe milczenie. Ciszę, w której zawisła trwoga dziecięcych serc, rozdarł szyderczy śmiech nauczycielki. "Do tego właśnie chciałam was doprowadzić! Oto mój dowód! Nie ośmielacie się Go wołać, bo dobrze wiecie, że Dziecię Jezus nie przyjdzie. A jeśli Ono was nie słyszy, to dlatego, że nie istnieje - że jest tylko mitem!" Onieśmielone dzieci dalej milczały. Ciężki argument p. Gertrudy, rozkrwawił im serca. Anielcia stała z mocno pobladłą twarzą. "Obawiałam się, że upadnie" - mówiła potem do ks. proboszcza jedna z dziewcząt. Nauczycielka wyraźnie rozkoszowała się zakłopotaniem dzieci. Nagle Anielcia jednym skokiem znalazła się na środku klasy. Oczy jej płonęły. Zawołała: - Dobrze! Będziemy Go wzywały! Słyszycie? Wołajmy wszystkie razem: PRZYJDŹ, DZIECIĘ JEZUS! Wszystkie dziewczęta zerwały się. Stojąc ze złożonymi rękami, z sercami wezbranymi zaczęły krzyczeć:
- PRZYJDŹ, DZIECIĘ JEZUS! Nauczycielka nakazuje przestać. Oczy ma utkwione w Anielcię. Nastąpiła chwila ciszy ciężkiej, jak konanie. Przerwał ją dźwięczny głosik Anielci: "Jeszcze wołajmy!" - "Był to krzyk, od którego mogły runąć mury" - opowiadała jedna z dziewcząt. Nagle cicho otworzyły się drzwi. Wszystko światło dzienne zdawało się ku nim odbiegać. Światło rosło, olbrzymiało, wreszcie przekształciło się w ognistą kulę, która rozchyliła się i ukazało się w niej Dzieciątko tak zachwycająco piękne, jakiego jeszcze nigdy dzieci nie widziały. Dziecię uśmiechało się do nich, nic nie mówiąc. Dzieci opowiadały potem ks. proboszczowi, że obecność Dzieciątka napełniała ich serca niewymowną słodyczą i radością... że było ubrane w białą sukienkę i podobne było do słońca... Promieniował z Niego taki blask, że światło dnia wydawało się przy nim nocą. Niektóre dziewczynki były oślepione tym blaskiem i odczuwały ból w oczach. Inne wpatrywały się swobodnie bez takiego przykrego odczucia. - Jak długo to trwało? - Dzieci nie umiały określić. Faktem jest, że "eksperyment" p. Gertrudy wraz ze zjawieniem się i odejściem Dzieciątka nie przekroczyły godziny szkolnej lekcji. Dziecię nie przestawało uśmiechać się do dziewcząt. Następnie zniknęło w ognistej kuli, która zwolna roztapiała się. Drzwi same zamknęły się cicho. Dzieci zachwycone, uniesione radością, nie mogły wypowiedzieć słowa. Naraz przeraźliwy krzyk wdarł się w ciszę. Nauczycielka z dzikim wyrazem oczu, które wychodziły z orbit, wyła: "ON PRZYSZEDŁ!" Wybiegła, trzasnąwszy drzwiami. Anielcia, jakby wracając z innego świata, powiedziała spokojnie do koleżanek: - Widzicie! ON ISTNIEJE! A teraz podziękujemy. Wszystkie z powagą uklękły i odmówiły Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała Ojcu. Następnie opuściły klasę, gdyż właśnie odezwał się dzwonek. Wydarzenie nabrało rozgłosu. Rodzice kontaktowali się w tej sprawie z proboszczem. - Przepytałem wszystkie dziewczęta mówił do p. Winowskiej ks. proboszcz - W ich opowiadaniu nie mogłem pochwycić żadnych niezgodności. Panna Gertruda dostała obłędu i została umieszczona w zakładzie. Nie przestawała wyć: "On przyszedł! On przyszedł!" Ks. proboszcz chciał ją odwiedzić w zakładzie psychiatrycznym, ale kategorycznie odmówiono mu wstępu.
Zdarzenie to jest dowodem, co znaczy potęga modlitwy, wypływającej z wiary i ufności. WIARA GÓRY PRZENOSI!

czwartek, 19 listopada 2009

Jak Mojżesz wyprowadził Naród Wybrany z niewoli egipskiej?

Właśnie na pustyni gdy pasł , objawił Mu się w niezwykły sposób i powołał go, aby wyprowadził Naród Wybrany z niewoli egipskiej. Pamiętacie? objawił się w płonącym krzewie. Wtedy też poznał imię. Gdy miał wyruszać do , aby wyprowadzić Naród Wybrany z niewoli zaczął się martwić, czy Izraelici uwierzą, że to go powołał do tak ważnego zadania. Wtedy otrzymał od moc czynienia cudów. Na jego polecenie pasterska zamieniała się w , a ręka pokrywała się trądem. Z pomocą miał również przyjść jego brat, który miał przemawiać do Żydów oraz do . Po przybyciu do najpierw spotkał się z bratem . Następnie wspólnie z bratem przekazał przedstawicielom Narodu Wybranego polecenie , a oni rzeczywiście dzięki cudom uczynionym przez uwierzyli. Inaczej jednak słowa Mojżesza przyjął . Gdy usłyszał, że Izraelici chcą iść na , aby oddać cześć, nie tylko na to się nie zgodził, ale nakazał im jeszcze ciężej pracować. nie uwierzył też w prawdziwość cudów dokonanych przez. Wtedy zapowiedział, że ześle na dziesięć straszliwych plag i dopiero wtedy pozwoli Izraelitom opuścić . Ostatnią, najstraszniejszą spośród dziesięciu plag była śmierć pierworodnych zarówno wśród jak i wśród zwierząt.

Autor: Marta Gródek-Piotrowska, rys. Monika Potoczek

piątek, 13 listopada 2009

Modlitwa

GŁÓWNE PRAWDY WIARY
1. Jest jeden Bóg.
2. Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze.
3. Są trzy Osoby Boskie: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty.
4. Syn Boży stał się człowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zbawienia.
5. Dusza ludzka jest nieśmiertelna.
6. Łaska Boska jest do zbawienia koniecznie potrzebna.

piątek, 23 października 2009

Bóg mówi do nas - Listy świętego Pawła


Chociaż św. Paweł żył w tak odległych czasach, jego życie możemy poznać dość dobrze dzięki , które po nim zostały. Fragmenty z nich słyszymy bardzo często w  podczas Mszy Świętej. Dzięki nim dowiadujemy się także, jak żyli w pierwszych wiekach chrześcijańskiej ery. Aż 13  św. Pawła znalazło się w  Nowego Testamentu. Większość  gorliwy Apostoł Narodów pisał do , których spotkał na  apostolskiej podróży. Nie mogąc się z nimi spotkać w ich , w ten sposób pocieszał ich, napominał i umacniał naukę . Tak powstały  do mieszkańców Galicji, Efezu, Filipii, Kolosów, Koryntu, Rzymu i Tesalonik. Oprócz tych  są jeszcze takie, które św. Paweł pisał do swoich : Filemona, Tymoteusza, i Tytusa. Warto pamiętać, że niektóre z tych powstały, gdy św. Paweł przebywał w . Dużym zaskoczeniem dla wielu z Was będzie fakt, że chociaż apostoł był bardzo wykształcony i znał język grecki, to jednak nie pisał  osobiście, tylko je dyktował. Spisywali je natomiast jego  lub trudniący się tym pisarze. Aby potwierdzić wagę i autentyczność , św. Paweł na końcu je podpisywał, dołączając często specjalnie pozdrowienie.

Autor: Marta Gródek-Piotrowska; rys. Monika Potoczek